O ile mi wiadomo (zaznaczam, że do zorientowanych w sprawach kuluarowych zwykle nie należę), pomysł partnerstwa publiczno-prywatnego i jednego budynku wyszedł, może?, z Urzędu Wojewódzkiego. W każdym razie UW wydaje się być jego zwolennikiem.
Do mnie jakoś średnio przemawiają te pomysły.
1) Ten typ partnerstwa oznacza de facto znacznie większe koszty, tyle że rozłożone na raty. Nikt nie wyłoży, ogromnej przecież kasy (w dodatku zawsze znacznie większej niż się to początkowo zaplanowało), żeby potem nie zarobić pieniędzy, najlepiej wielkich. A co się stanie, jeśli archiwum nie będzie nagle stać na spłaty - instytucja państwowa to jednak nie szkoła, nawet wyższa - przeprowadzimy się czy zadłużymy na 100 lat? Kto nam zagwarantuje, że pieniądze na to zawsze będą, skoro stale z nimi są problemy? (pytanie retoryczne).
2) Tyle archiwów w jednym miejscu... No to musiałby być naprawdę spory plac, a jeszcze konieczna byłaby możliwość znacznej późniejszej rozbudowy budynku (w górę za bardzo ciągnąć przecież nie można). I konflikty interesów różnych przecież instytucji. I klientom by się chyba mieszało. I ryzyko pożarowe pewnie większe.
Ale może za to byłaby fajna stołówka z tanimi obiadami, także dla czytelników?
Zresztą zbytnio się nie podniecam, o nowym budynku archiwalnym w Krakowie mówiło się wielokrotnie, i to od czasów zanim ja się urodziłem. Sam pamiętam kilka takich "zrywów" i znam opowieści snute przez starszych pracowników z lat ich młodości (obecnie na emeryturze).
Oczywiście APKr bardzo potrzebuje własnego porządnego archiwalnego budynku. Mamy 5 (słownie pięć, nie cztery, jak w artykule) oddziałów aktowych, czyli tyleż czytelni. Budynki raczej w pełni nie odpowiadają wyśnionym normom (i tu żadne pieniądze nie pomogą). Znaczną część akt już trzymamy w Spytkowicach, godzinka jazdy od Krakowa (wyobraźcie sobie robienie kwerend).