Dzięki za prawidłowego linka, ucięło mi literkę.
Powinienem był dodać że wśród tych systemów jest również ten z którym mam do czynienia w moim urzędzie. I w zasadzie prawie od początku do końca jest on radosną twórczością informatyków, przycinaną dopiero po uwagach użytkowników ale i tak nie wdrożoną do końca. A specyfikacje oczywiście były. Czy źle je napisano? Nie wiem. Tymczasem kolejni panowie informatycy przynieśli kolejną wersję programu, stworzoną z całkowitym pominięciem doświadczeń z pierwszej wersji, i to jest już "zasługa" wyłącznie producenta i jego informatyków.
Nie sądzę by były problemy techniczne uniemożliwiające zrobienie pod Pana dyktando prostego systemu. Jeżeli to możliwe to niech Pan wskaże konkretne wskazówki jak powinien wyglądać taki system. Najlepiej by jeszcze był zgodny z obowiązującymi przepisami.
Też tak myślałem (i nadal mimo wszystko myślę) - że to proste i technicznie możliwe. Tylko że musi być wola po obu stronach. Punktem wyjścia są przepisy (instrukcja kancelaryjna, czy jak kto woli: skończony, uporządkowany ciąg jasno zdefiniowanych czynności kancelaryjnych), których znajomość informatycy każdorazowo chętnie deklarują. Kiedy zaczyna się wchodzić w szczegóły okazuje się że nie wiedzą o co chodzi i próbują zasypać to lawiną uwag w "swoim" języku bądź twierdzą że w innym urzędzie jest rzekomo inaczej niż u nas. Przy czym prawie za każdym spotkaniem wdrożeniowym pojawiają się nowi informatycy, którym znów trzeba tłumaczyć co to są te cholerne podteczki ...
Żeby była jasność - nie chodzi o przeciwstawienie informatyków urzędnikom czy archiwistom. Natomiast starczy już chyba wmawiania nam że wina leży tylko po stronie tych głupich przepisów i naszego niezrozumienia dla nowych technik.