Sądze, ze to nie tylko kwestia kultury osobistej i bycia pod krawatem. Także chyba nie mozna zwalać winy na urzędników z tamtej epoki, bo w tamtej epoce archiwa państwowe nie podlegaly pod SC ani tez nie były urzędami. Problem jak sądze, jest w tym iz wielu archiwistów tzw. zasuszonych (słyszałem onegdaj takie okreslenie w archiwum) uważa że tylko archiwiści mają jedyne moralne prawo do przeglądania akt i ich naukowego opracowania i badania a cała reszta ktora przychodzi do AP to zbieranina miernot i totalnych beztalenci. Czesto bywalo, i w niektorych miejscach bywa, ze dana jednostka archiwalna jest trzmana niby w pokoju bo archiwista ją opracowuje naukowo (nawet trwa to niekiedy 10 lat), a inni nie moga z niej korzystac, a tak na prawde lezy na półce w magzynie i kurz na niej zalega od dziesięcioleci. Przykladów tu nie dostarczam, gdyz musiałbym podawac personalia zyjących osób czynnych pracowników nauki, ale wielu moich znajomych z Krakowa potwierdza taka praktyke w AP. Dlatego tez trudno od takich ludzi oczekiwac by traktowali korzystających jak "KLIENTA". Oczywiście to nie jedyna wada, wiele powiedział juz Kocibrzuch i z tym tez należałoby sie zgodzić, ale jak ktos juz kiedys na tym forum powiedział "młyny archiwalne mielą powoli", więc potencjalni "klienci" nadal zapewne będą "intruzami"-przynajmniej dla niektórych.