Po popularności tego wątku widać, że coś mało spośród nas jest zadowolonych i nawet tutaj 3 ostatnie osoby potrafią tylko narzekać i pisać nie na temat. W takim razie sam coś skrobnę, tak dla równowagi:
Jednym z plusów jest to, że coś po twojej pracy (np. po opracowaniu zespołu) zostanie dla potomnych może na wieki....
My przeminiemy, ale właśnie zostaną dowody naszej pracy w postaci tworzonych przez nas ewidencji, dokumentów, spisów, inwentarzy. Zawsze gdzieś ten ślad naszego bytu będzie... o ile nie wybuchnie kolejna wojna, która doprowadzi do unicestwienia ww. dokumentów.
Pewnie, że to jest fajne! Zadbanie o zasób, porządkowanie go, uratowanie pewnych rzeczy dla przyszłych pokoleń - to nasz pozytywny wkład w historię. A trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do nas większość ludzi parających się jej tworzeniem - politycy, wojskowi, oligarchowie - nie wnosi wiele dobrego do dziejów Ziemi, tej ziemi...
A ja poprostu jestem zadowolony jak po zakończeniu pracy nad określoną partią/grupą akt nastaje porządek, wypędzając bałagan. Porządek na spisach, porządek na półkach, co miało iść na zniszczenie poszło, co do AP poszło, co miało zostać zostało - i tak powinno być.
Słusznie, to mi też daje dużą satysfakcję. Syf, burdel (organizacyjny), nieprzejrzysta struktura, nieraz po prostu papiery rzucone na kupę - a tu przychodzi archiwista i myk! - nastaje porządek. Nasza dewiza powinna brzmieć:
Ordnung muss sein! Nawiasem mówiąc, dotyczy to też działania całych instytucji. Wprowadzanie i egzekwowanie przepisów kancelaryjno-archiwalnych
de facto reformuje, i to całościowo, sposób działania jednostki organizacyjnej (ach, ta władza!), zmienia kulturę pracy, zaprowadza porządek i zwiększa wydajność. To wszystko może być zasługą dobrego archiwisty-koordynatora.
Można też dodać inne motywacje, które, jak mi się wydaje, kierują większością z nas. Otóż nie czarujmy się, mało kto został archiwistą z zamiłowania do zakurzonych magazynów, tomów ewidencji i katalogów kartkowych. Zdecydowana większość braci archiwalnej to historycy. Poszliśmy na te studia ponieważ byliśmy (jesteśmy jeszcze?) pasjonatami historii, a zatem główną naszą cechą jest patologiczna wręcz ciekawość, upór i determinacja w drążeniu różnych tematów, żyłka detektywistyczna. Wszystko to sprowadza się ostatecznie do podstawowego pytania: dlaczego jest tak jak jest?
Poszliśmy więc do archiwów, żeby po skończonych studiach móc pracować w jakimś praktycznym zawodzie, związanym choćby pośrednio z naszą pierwotną pasją. W gruncie rzeczy jest to pasja odkrywcy: my chcemy poznawać świat, ciągnie nas gdzieś w nieznane, ku tajemnicom przeszłości. Urodziliśmy się za późno na odkrywanie nowych lądów, a za wcześnie na międzyplanetarne podróże. Cóż zatem?
Zatem grzebiemy w archiwach!
Ja osobiście przy okazji kwerend, porządkowania akt, paginacji, przenoszenia, pod każdym innym pretekstem albo po prostu tak sobie - lubię tam zajrzeć, poczytać i czegoś się przy tym dowiedzieć. I kiedy mam taką okazję, to jestem zadowolony...