Ja mam taką dygresję, nieco na marginesie.
Podmioty komercyjne, w szczególności banki, wprowadzając na potegę dostępność kont użytkowników i swoich usług w świecie "elektornicznym" nie musiały się przejmować wieloma rzeczami, którymi urzędowe, oficjalne portale/aplikacje/systemy zarządzania muszą się przejmować.
Na ten przykład - czy jakiś bank obchodzi, że 70 letni emeryt z komputera w ogóle nie umie korzystać, a co dopiero korzystać z dostępu do konta online? Nie - bo z badań wychodzi, że 90% klientów wie jak to robić. I dla tych 90% bank wpowadzi przelewy za 0 zł, a pan emeryt ma latać do banku/na pocztę i płacić minimum 2 zł za przelew. Mogą wprowadzić jakieś konto specjalnie dla tych 10% ale czy muszą? Nie, jak uznają, że się nie opłaca to nie zrobią i tyle, najwyżej klient pójdzie do konkurencji co zostanie skalkulowane w wyliczeniach jako akceptowalne. Nie chce emeryt płacić za przelew? Niech złoży wniosek o dostęp do konta online, jego sprawa czy chce płacić.
Wyobrażamy sobie podobne podejście w przypadku spraw urzędowych? Na przykład wnioski o jakieś zaświadczenie będą darmowe i szybciej rozpatrzone jeśli złożymy wniosek online, cała reszta wniosków będzie czekać 2 razy dłużej, będzie trzeba umieścić opłatę 5 zł i odebrać osobiście - no chyba że sie wypełni pełnomocnictwo i zamieści stosowną opłatę...
Inna sprawa - czy bank obchodzi kompatybilność swojego systemu informatycznego z systemem innego banku? Nie. W najlepszym razie ma tylko generować określone dane, które gdzieś się wysyła, np. do instytucji nadzorczych.
Dla banku istnieje coś takiego jak wykluczenie społeczne? W nosie to mają - no chyba, że rachunek ekonomiczny wykaże inaczej.
A może jakiś podmiot komercyjny musi się przejmować wnioskami o udostępnienie informacji publicznej? Nie, baza danych jest ich i udostęniają ją tylko wtedy, kiedy przepisy tak nakazują.
Przetargi, konkursy, zapytania o cenę, które powinny być jawne? Nie, mogą wybrac kogokolwiek do wykonania zadania, w sposób, który uznają za najkorzystniejszy.
Muszą się liczyć z opinią publiczną? Nie - chyba, że wybuchnie afera albo będzie to opłacalne z jakiegoś względu.
Ktoś krytukuje przyjęte rozwiązania, bo można było inaczej? Mogą zwyczajnie olać, bo wcześniej przygotowane analizy upewniają ich, że mają rację, że to się opłaci i nie będą się wdawać w żadną dyskusję, bo to strata czasu.
Usługa nie ma zasięgu w danym rejonie? I co z tego, skoro w 99% kraju zasięg jest, a dla tych 1% się nie opłaca, niechaj sobie radzą sami.
Specjaliści, którzy dzięki swoim umiejętnością i doświadczeniu, są w stanie wykonać sprawnie powierzone zadanie, chcą jakiś "sum wziętych z księżyca"? Jeśli się opłaca to czemu nie, nikomu nic do tego kogo zatrudniają, na jakim stanowisku i za ile, o ile nie próbują przy tym łamać prawa.
Tego typu kwestie decydują o tym, iż byłbym bardzo zdziwiony, gdyby to urzędy były prekursorami wykorzystania "elektronicznego" załatwiania spraw wszelakich.
Zważając na powyższe nie uważam za coś złego, że to urzędy uczą się od sektora komercyjnego, rzecz w tym żeby się uczyć na błędach, które podmioty komercyjne popełniały w czasie wdrażania swoich rozwiązań i żeby urzędy były kilka kroków za sektorem komercyjnym a nie kilka metrów.
Oczywiście "nie zaszkodziłoby", żeby zbudować jakieś własne instrumenty/platformy/rozwiązania, które by uniezależniały urzędy od sektora komercyjnego, tak aby rezygnacja jakiejś firmy ze świadczenia usług (bo się nie opłaca/bo zmiana profilu działalności/bo inny klient docelowy/bo ryzyko) nie rozkładała na łopatki dostępności jakiejś usługi.
Któż bowiem zaręczy, iż za jakiś czas, takie dajmy na to banki, nie stwierdzą, iż wyręczanie urzędów posunęło się za daleko albo to za bardzo ryzykowne (np. ryzyko wycieku danych innych niż własne grożące procesami sądowymi i postępowaniami różnorakich urzedów) i w związku z tym - zamkną "furtkę"? I wtedy pobudka, cofamy się, wnioski papierowe powracają, bo nikt w międzyczasie nie wymyślił nic innego?