Ja to wytłumaczyłam w ten sposób, że trzeba sprawy potraktować od strony merytorycznej, a nie na zasadzie - spojrzy człowiek na nadawcę i od razu wrzuca do kosza "współdziałanie". Od groma tych spraw ma właściwe numery w rwa, tylko po prostu wielu osobom nie chce sie szukać. Dlatego przy wprowadzaniu przepisów u nas w urzędzie spędziłam mnóstwo czasu "w terenie". Udało mi się także przekonać większość do tego, że lepiej zadzwonić i zapytać, niż samemu coś kombinować. Zdarzają się też osoby, które mają segregatory (o zgrozo!) pod tytułem "sprawy różne", ale to zupełnie inna historia. A co do podteczek, to od jakiegoś czasu staram się uświadamiać, że w 9 przypadkach na 10 nie są one zupełnie potrzebne. Jedynym sposobem na uświadamianie urzędników są częste szkolenia i bezpośrednia współpraca.
Powodzenia!