Zgrozą powiało, przecież
Paginare necesse est!
Albowiem (częściowo powtarzam za innymi entuzjastami paginowania):
1) nie wolno nam udostępnić w czytelni jednostki niespaginowanej - i to w zasadzie mogłoby wyliczenia argumentów skończyć
2) dzięki paginacji sprawdza się kompletność akt, stwierdza braki
3) zdarza się, że korzystający w jednostce namiesza, niektórzy przejawiają w tym względzie wyjątkowy talent, dzięki paginacji można przywrócić pierwotne ułożenie akt luźnych
4) tak się zamawia kopie akt (nie tylko ksero), że zamawiający podaje numer strony
5) naukowiec, czy inny ktoś, jakoś tak lubi, nie wiedzieć czemu, powołując się na źródło, podać także numer strony, na której konkretna informacja się znajduje
6) jest niezbędna, gdy wykonujemy indeks lub inną szczegółową ewidencję
7) jest to także czynność niezbędna dla wykonania i upowszechnienia kopii zabezpieczającej.
Jeszcze parę uwag.
Każdemu podczas paginowania akt zdarzyć się mogą pomyłki, i zdarzają, z podpisanym włącznie, nawet gdy się stara skupić, myśleć i zachować uwagę. Natomiast powierzanie tego odpowiedzialnego zadania praktykantom, a niekiedy także niezbyt lotnemu pracownikowi, skutkuje straszliwymi konsekwencjami. Praca jest wykonywania niechętnie, bo przecież niezbyt atrakcyjna, a tym samym w sposób olewający - mamy powtórzenia ominięcia oraz różne zadziwające i wręcz niewiarygodne "cuda-niewidy". A potem kłopot ogromny, konieczność poprawek, zamieszczania uwag w opisie jednostki, także przy wykonywaniu metryczki mikrofilmowej. Nadto tego typu omsknięcia mogą zostać wykorzystane przez złodzieja! Jedyne wyjście: jeden paginuje, a drugi zaraz potem paginację sprawdza - w praktyce rzadko stosowane.
Niestety wyraźna niechęć mych szacownych poprzedników na urzędzie do wykonywania czy sprawdzania paginacji sprawiła, że często płakaliśmy w oddziale krwawymi łzami.