Dodam jeszcze jeden powód: korzystanie z drogi elektronicznej na razie nikomu się nie opłaca.
Temu, że nie opłaca się obywatelowi się nie ma co dziwić. Nie mówiąc o tym że trzeba się nachodzić żeby taki podpis kupić (nie można tego zrobić zdalnie bo przecież trzeba się najpierw zidentyfikować fizycznie), to trzeba jeszcze zapłacić ok 300 zł, na dwa lata. Tu działanie MSWiA żeby podpis był razem z dowodem osobistym są jak najbardziej OK - oby nie skończyło się na zamiarach.
Oprócz tego trzeba mieć jeszcze komputer, którego jesteśmy pewni. A kto ma podpis elektroniczny i pewny komputer? Wreszcie trzeba mieć dostępną cała gamę usług całościowo do załatwienia drogą elektroniczną. To znaczy, że nie trzeba do wniosku załączać oryginału (czytaj: papieru) innego dokumentu. I na koniec najważniejsze: trzeba mieć zaufanie do dokumentu elektronicznego, a z tym jest chyba najgorzej. Sądzę, że obywatele znakomicie wyczuwają, że urzędy są nieprzygotowane do załatwiania spraw drogą elektroniczną. I jak załatwią sprawę na papierze to mają pewność że i urzędnik będzie wiedział co i jak, i oni dostaną w efekcie papier, który wiedzą jak przechować w długim czasie.
Ale znacznie poważniejszy problem jest z tym że przejście na elektroniczne załatwianie spraw nie opłaca się także urzędom. No bo wydać trzeba było kupę pieniędzy (publicznych) nie tylko na te serwery, ale także na know-how. I do tego środki na szkolenia i utrzymanie tegoż. A potem okazuje się że mimo wydatkowania tych milionów NIE WOLNO urzędowi zrezygnować z tworzenia standardowych teczek na papiery zgodnych z wykazem akt. A więc podwójna robota: część tej samej sprawy może być w postaci papierowej (bo trzeci podmiot inaczej potrzebny zaświadczeń nie wydaje) a część w elektronicznej. W niektórych krajach rozwiązano ten problem radykalnie: papier-zaświadczenie można bowiem zeskanować i w takiej postaci dołączyć do sprawy, a potem spokojnie go zniszczyć. Wychodzi się bowiem z tego prostego założenia, że skoro urząd już otrzymał wiarygodną informację na papierze, że obywatel Kowalski ubiegający się o coś ma do czegoś prawo to może wydać stosowną decyzję w oparciu o przez siebie wykonane skany tego papieru. Nie zakłada się bowiem że urząd sam będzie owe skany fałszował. Ale może w Polsce tego się właśnie boimy? Dla mnie jest to tym bardziej dziwne, że podejmuje się wiele decyzji w oparciu o informacje na kserokopiach czy faksach, a nawet jeśli jest oryginał to najczęściej jest on podpisany tylko na ostatniej stronie. Na Dolnym Śląsku zakupiono 70 skanerów i to podejrzewam nie byle jakich, właśnie po to aby umożliwić urzędnikowi elektroniczny dostęp do kompletnej dokumentacji - nawet jeśli napływa ona w 95% na papierze. Gdyby ów urzędnik mógł pracować tylko w ten sposób i nie ciążył na nim podwójny obowiązek zarządzania i papierem i skanem tego papieru i dokumentem elektronicznym i ... wydrukiem tego dokumentu (w urzędach drukuje się treść e-maili i włącza do teczek bo takie są instrukcje) to byłby pierwszym orędownikiem zmian. Promowałby gdzie by mógł i jak mógł nową drogę do urzędu. Ale na razie system teleinformatyczny pozwalający na załatwianie spraw to rzecz straszna, bo oznacza i dodatkowe koszty i dodatkową robotę.
Poza tym ten urzędnik ma szefa który z reguły też używa tylko papieru. A to znaczy że przed takim szefem trzeba postawić drukarkę, a za nim skaner. I oczywiście jeśli nawet ten szef jest bardzo nowoczesny (jest paru takich) i chciałby np. prowadzić dokumentację takich prostych rzeczy jak wnioski urlopowe własnych pracowników, to okazuje się że nie może. Do tego, takiemu szefowi spędza sen z powiek szereg możliwych kontroli jakie na niego mogą spaść w związku z informatyzacją. No bo ci się stanie jeśli przyjdzie GIODO i każe zaprzestać przetwarzania danych osobowych w systemie? A co będzie jeśli przyjdzie CBA albo ABW i zabierze serwery? Całej dokumentacji papierowej zabrać się nie da ani nie zabroni się jej przetwarzać. Taki szef musi liczyć pieniądze i wie, że nie może przestać kupować papieru, toneru, drukarek i kserografów. Te rzeczy muszą być w urzędzie. A jednocześnie ma zapewnić środki na utrzymanie systemu informatycznego.
I kółko się zamyka: nie ma podaży sprawnych usług elektronicznych to i nie ma na nie popytu. Nie ma popytu to i nie ma podaży. No i nikt nie jest zainteresowany.
Myślę że przykład Dolnego Śląska jest tu niestety typowy. Tak jak i ePUAP który napoczął ten wątek. Bariery okazały się jak na razie trudne do pokonania. Powstał nawet raport na temat takich barier:
http://www.frdl.org.pl/oferta/diagnoza_barier.htmNa koniec pytanie retoryczne: ciekawe czy Allegro udostępniałoby swoje usługi gdyby musiałoby każdą przeprowadzoną transakcję jednocześnie powtórzyć w dokumentacji papierowej zakładając odpowiednie teczki?
Albo inaczej (też retorycznie) zobaczcie skąd przychodzi poczta tradycyjna od banków i telekomów jeśli taką otrzymujecie. Czy z tego miasta w którym jest oddział w którym mamy konto albo którym zamówiliśmy usługi? Jak oni to robią, że potrafią wysyłać korespondencję z jednego miejsca w Polsce?